wtorek, 21 listopada 2017

dobra, muszę to wszystko jakoś poukładać
jestem trochę pijana piwem od przemka, ale to chyba nawet lepiej


ania w kuchni sprawiła, że mam ochotę się ogarnąć. to nawet nie jest ochota. to jest potrzeba. a zarazem przywilej. dlaetego kurwa masz zostać modelką. wczorajszej nocy płakałam z tego powodu. ale i po co? próbuj aż znajdziesz, po prostu nie ma inaczej. a zdjęcia? próbuj, szukaj drogi, gdzieś będziesz. i to będzie dobra. znajdziesz to co najlepsze tylko kurwa weź się ogarnij, trzeba dorastać, trzeba szukać, trzeba żyć, bo może jutro pierdolnie cie samochód, czy coś tam. a wiesz że możesz. i to jest dla ciebie najgorsze. nie zmarnuj potencjału. nie daj się, boże izabelka, jesteś piękna, chuda, mądra, kreatywna, mądra i dasz radę. możesz być księciem, możesz. po prostu.

poniedziałek, 20 listopada 2017

20/11/2017

potrzebuję swojej przestrzeni, w której będę mogła ułożyć myśli.
po utracie absyntki i aurolitanii nie dałam rady tu wrócić, nadal czuję tęsknotę za nimi tak wielką, że aż czuję delikatne drżenie serca i pot szarpiący się pod skórą.
myślę, że tamten etap w moim życiu jest praktycznie zakończony. może jeszcze jakiś niewinny odłamek ognia tli się w kącie serca mojego i niegdysiejszych moich przyjaciół. być może to przez zupełną prozaiczność życia i nieprzyjemny wypadek - straciłam telefon, na którym było większość zdjęć z P., wszystkie notatki z tamtego okresu, ale jednak co najważniejsze była to właśnie najblizsza mi absyntka. ileż to modlitw gorliwego, jeszcze w pewnej części dziecięcego serca zostało wypłakanych u stóp mego ojca, by dał mi choć na chwilę pożegnać się z pięknym zjawiskiem mojego umysłu. pożegnałam się jednak z nią. w pewnym sensie złożyłam jej hołd zakładając nową platformę o tej samej nazwie. myślę, że dla jej pamięci powinnam prowadzić to dobrze i czysto, licząc że duch jej kryjący się w zakamarkach duszy i internetu wspomoże moją walkę o piękną przyszłość i życie we śnie rozkwitającej w mnie sztuce.
//
mieszkam teraz w warszawie. dokładnie miesiąc i dwadzieścia dni. żałuję, że od samego początku nie prowadziłam szczerego zapisu moich myśli, choć wydaje mi się, że wciąż żywo i barwnie je pamiętam ---
na początku byłam tu bardzo szczęśliwa. to z powodu fatalnych wakacji, które wraz z warszawskim powietrzem zakończyły się i dały upust negatywnym myślom. podobało mi się tu wszystko. kazdy kamień, kwiat, i powiew wiatru i płuca smogu niosły za sobą obietnice nowego poznania. i tak też było. zaczepiało mnie mnóstwo ludzi, zwłaszcza mnóstwo mężczyzn, ale o tym wkrótce. porwała mnie miłość do sztuki, która wydaje mi się być moją największą i najbardziej niedostępną kochanką. sztuka jest dla mnie jak ja dla KB. - daje mi się posmakować w małej części, rozbudza tęsknotę i smutek, wydaje się być wybawieniem przed szarą codziennością i prozaicznością. (właśnie dlatego potrzebuję mieć miejsce, w którym będę mogła wypisać kwiaty głowy, by z porozrzucanej masy kolorów ułożyć zgrabny bukiet relacji moich, ale i nie tylko tego). przy okazji - tęsknie za K. czy więc i sztuka tęskni za mną? nie wiem. mam nadzieję.


panta rhei. a więc mam wrażenie, że z codziennym przejazdem wisłą, rzeka owa zabierała mi małą część mojego spokoju o byt przyszły, a dalej obcowanie z wyżej wymienioną, a nieznośną mi sztuką. momentem przełomowym (z tego co pamiętam) okazał się pocałunek z mw. zapisuję go małymi literami, gdyż sympatia do tego człowieka gwałtownie spadła po tymże incydencje. to jest po prostu debil i głupek. a wydawał mi się najbardziej rozgarnięty z dotąd poznanych mi osób.
przyglądam się ludziom z mojej grupy na studiach, co rodzi we mnie niestety niechęć. wszyscy są mili, nikt nie jest utalentowany. a więc znowu w sercu miesza mi ona, najgorsza ze wszystkich ludzkich i boskich suk - sztuka. dlaczego tak mocno mnie wkurwia tandeta?

była ważna osoba - KB nr 2. zabawne, że mają takie same incydenty, prawda? (po raz drugi czuje wdzięczność samej sobie za możliwość ułożenia wszystkiego na miejsce, przepiękne bukiety). tutaj sytuacja jest odwrotna - KB dał mi siebie posmakować, mówił do mnie językiem dawno mi nie słyszanym, i to tak dawno, że wydawał się mową wymarłą. KB rozbudził tęsknotę i ruszył serce w piersi, którą brał w dłonie bez skrępowania i miłości. nie odzywa się już. nie musi, nie smuci mnie to.

całowałam się również z dwoma nieznanymi mi mężczyznami, którzy odeszli jeszcze szybciej niż przyszli - ale to nic z tego, zawsze chciałam spróbować tego rodzaju bliskości. smakuje nieźle, porównałabym ją do zupki chińskiej - zjedzona raz na pół roku na wyjeździe pod namiot jest niezwykła, częściej doprowadza do obrzydzenia i może powodować raka(serca i moralności).

odezwał się ostatnio R. / za nim również tęskniłam. chcę go przytulić. i wiem, że on też chce.

nie odzywa się za to P. / (znowu te dziwne połączenia zdań i wyrazów, słowa, łączące się w takie same liczby, czy to ma związek z dzisiejszymi informacjami o numerologii? (jestem jednenastką (kurwa znowu to samo, to znaczy że muszę obejrzeć stranger things))).
nie jestem pewna czy za nim tęsknie, chyba nie. oczywiście wciąż jestem popierdolona i używam jego fb, ale csiiii, nawet przed samą sobą się nie przyznaję.


dużo się wydarzyło, naprawdę. a ja znów piszę o sercu, wmawiąc sobie niechęć do romantyzmu. więcej wkrótce.



https://www.youtube.com/watch?v=3rkJ3L5Ce80 pokochacie mnie gdy będę martwy kurwa mać



niedziela, 19 listopada 2017

przeglądam siebie w tobie
mimochodem
dotykam dłonią powiek
zostawiam oddech
kręgosłup wspomnień





blada twarz wiedźmy
rozkrwawione usta
oczy na oścież otwarte
a ta ścieżka jest pusta
na blacie w kuchni
okruchy ubrań
a na pościeli
ślad ciepła którego już nie pozna

blada twarz świeci
poświatą w ciemności
a to poświat
bo to kończy się na granicy uległości


2018. szybko płynie. wszystko.  rok temu prawie o tej samej porze pocałowałam K, co wywołało we mnie małą lawinę piękna, wątpliwości i miło...